Proszę wycieczki. W części 3. i ostatniej pojedziemy do Ząbkowic Śląskich i Wojsławic.
Otóż od dawna chciałem zobaczyć Ząbkowice Śląskie, choć nie wiedziałem dlaczego. Teraz już wiem, bo oprócz kilku must see jest tu też klimat najlepszych lat warszawskiej Pragi-Północ, ulic Brzeskiej, Targowej, czy Ząbkowskiej – nomen omen. (Tak na marginesie, to nie muszę Wam przypominać, że zwrot ten pochodzi od Plauta, który napisał nomen atque omen, co znaczy, że imię jest wróżbą lub stanowi o losie człowieka, czy rzeczy). Chodzą tu po mieście tacy goście, że na Brzeskiej spokojnie by ich wzięto za swojaków. Na rynku, udało mi się podsłuchać, taki oto między nimi dialog: „Marian, zbrakło mi 60 groszy, pożycz”. Na to Marian: „Zbychu, jak ja bym miał 60 groszy, to byłbym zupełnie innym człowiekiem!”
A co oprócz panów menelików? Jest krzywa wieża, skala odchylenia 2,12 m od pionu, czyli to połowa tego co w Pizie, ale za to o 60 cm więcej niż w Toruniu. (Tam o tym pisałem: Toruń, czyli gotyk na dotyk.
Wchodząc na wieżę, można zatrzymać się w mini muzeum tortur. A tam taki oto nabijany ćwiekami stolec. Nie wiem czemu, ale jako, że zbliżał się dzień zaprzysiężenia, czyli usadzenia na tronie, miłościwie i nieprzerwanie nam panującego prezydenta Andrzeja, przyszły mi do głowy jakieś nieuzasadnione pomysły, co do doboru mebli na tę właśnie miłą uroczystość. 🙂
Jak już się na wieżę wejdzie to można popatrzeć na rynek z pięknym neogotyckim ratuszem, ruiny zamku i piękny widok na przedgórze sudeckie.
Ale uwaga, podobnie jak w przypadku Błędnych skał, wieża budzi obawy co do swojej stabilności. Na szczęście są tu dobrzy i silni ludzie, którzy poświęcili swoje życie, żeby do upadku wieży nie dopuścić 🙂
Od wieży niedaleko do barwnych ruin zamku, które to jako ruiny nie wymagają zbyt dużo czasu na zwiedzanie, ale zobaczyć warto.
Zresztą taki zamek może się czasem i dzisiaj przydać, na przykład, żeby kogoś tam zamknąć 🙂
Co trzeba jeszcze zrobić w Ząbkowicach? Trzeba przeczytać o Mariannie Orańskiej. To była niesamowita kobieta, królewna niderlandzka, córka króla Wilhelma I Orańskiego oraz i jego żony Fryderyki Luizy Pruskiej, czyli z domu Wilhelminy von Hohenzollern. Otóż ta miła pani była dla tych ziem prawdziwym inwestorem i gospodarzem. Zbudowała sieć dróg, rozwinęła nowoczesną gospodarkę leśną, wybudowała piec hutniczy, założyła kamieniołomy marmuru, specjalistyczną farmę krów, hutę szkła. Działała też charytatywnie. Była dosłownie i w przenośni złotą kobietą, ale co z tego skoro w owym czasie została wyklęta za mezalians jaki popełniła ze swoim niderlandzkim masztalerzem Johannesem, z którym podobno dobrze i zgodnie żyli i nawet spłodzili syna. Zresztą jak pokazuje zdjęcie Marianny z tablicy na ząbkowickim rynku, była to pani całkiem niczegowata 🙂
Jak już to wszystko wiemy, to idziemy na lody. A lody dają tu naprawdę wyborne. Trzeba tylko trafić do kawiarnio-lodziarni Frankenstein Eiscafe, o co nie trudno, bo tuż przy Ratuszu. Skąd ta nazwa? Ano stąd, ze przed wojną Ząbkowice nosiły miłą dla ucha, skojarzeń i wyobraźni, nazwę Frankenstein.
Po lodach, mając w umyśle piękną niemiecką nazwę miasta, przechodzimy do porzuconego i zniszczałego dawnego sierocińca Diakonis. Wygląda rzeczywiście strasznie, a jak do tego dodamy wyobrażenia o Frankensteinie i życiu biednych dzieci pod kuratelą sióstr zakonnych i księży, to koszmary senne i moczenie nocne mogą zdarzyć się po raz trzeci.
I jeszcze rzut oka na ulice miasta. Ulice, które świetnie mogłyby grać rolę w Czterech Pancernych lub Stawce większej niż życie, w tych odcinkach, które dzieją się w Niemczech. PS ta pani na zdjęciu tuż poniżej, to turystka.
W Ząbkowicach, nawet kibel jest neogotycki 🙂
Zmieniamy nastrój i jedziemy do Wojsławic, gdzie od początku XIX wieku, dzięki rodom von Aulock i von Oheimb, powstało Arboretum. To znaczy ogromny, ponad sześćdziesięcio hektarowy ogród, w którym rośnie 14.000 gatunków roślin. Od drzew po przeróżnej urody kwiatki. Marian, tu jest jakby pięknie! Także dlatego, że w każdej niezimowej porze roku kwitnie inna partia roślin. I można tu chodzić cały dzień, a nawet piknikować i leżeć na trawie wśród kolorowych kwiatów i kwitnących krzaków, a patrząc na chmury powtarzać w myślach: „U nas dość głowę podnieść, ileż to widoków! Ileż scen i obrazów z samej gry obłoków! Bo każda chmura inna…”
Tyle słów, a teraz obrazy.
Do zobaczenia wkrótce.
.