Paralaksa tła

Restauracja Warszawska. Przed wojną Prudenszjal z telewizją.

5 kwietnia 2019
Gruby Josek. U Grubego Joska na ulicy Gnojnej, zebrał się ferajny kwiat.
29 marca 2019
Restauracja Different. Im ciemniej, tym przyjemniej?
12 kwietnia 2019

To bardzo dobrze, że miejsca ze swoją historią, powracają do naszej rzeczywistości w nowoczesnej i funkcjonalnej formie. Świat robi to już od dawna, a my w Polsce, w ostatniej dekadzie. Tak też stało się z Hotelem Warszawa, wcześniej Prudentialem, lub jak mówili prawdziwi warszawiacy, Prudenszjalem. A historia miejsca jest, jak to Warszawie i chlubna i tragiczna, ważne że jej koniec bardzo pozytywny.

W 1933 roku, po 2 latach budowy, oddano do użytku najwyższy budynek Warszawy i drugi w Europie, po wieżowcu w Antwerpii. Miał 16 pięter i 66 m wysokości. Rozpisano wtedy konkurs na polskie słowo zastępujące angielskie skyscraper, wygrał niebotyk. Co ważne, wzorując się na amerykańskiej technologii, został zbudowany na spawano-nitowym, stalowym szkielecie. To pozwoliło mu przetrwać wrzesień 1939, a po powstaniu warszawskim, zachować szkielet. Wprawdzie nieco odchylony od pionu, to jednak stojący jak krzywa wieża w Pizie. Wyposażony w najnowocześniejsze rozwiązania był w absolutnej awangardzie ówczesnej Europy. Miał szybkobieżne windy, chłodzenie pomieszczeń, mechaniczną wentylację oraz pięknie zaprojektowane i wykonane z najlepszych materiałów wnętrza. A na zewnątrz też szlachetny modernizm i art deco. Wzorce pewnie pochodziły  z Nowego Jorku (patrz Chrysler Building), ale w Europie, to był absolutny top. Prudential dla ówczesnej Warszawy był Pałacem Kultury, budynkiem widocznym z ponad 20 kilometrowego dystansu. Symbolem Warszawy pozostał też  po wojnie, posłużył wtedy jako tło do plakatów antywojennych.

Ze względu na niebotyczną wysokość, na dachu Prudentiala, w 1936 roku zbudowano maszt, który miał służyć eksperymentalnej stacji telewizyjnej, Dwa lata później, w samym budynku, powstało profesjonalne studio telewizyjne. Pierwsza testowa emisja odbyła się 5 października 1938, był to film Józefa Lejtesa „Barbara Radziwiłłówna” z Jadwigą Smosarską w roli głównej. Regularnie telewizja miała działać od 1940 roku, ale wiadomo co było dalej. Duch miejsca krąży nad Placem Powstańców, a wcześniej Napoleona, bo idąc wieczorem na kolację, w porze nadawania „Wiadomości”, można spotkać grupki osób protestujących przeciwko propagandowemu zakłamaniu, hipokryzji, bezczelności i chamstwu „publicznej” telewizji. Policjantów jest na oko dwa, do trzech razy więcej. Nie wiedzieć czemu misyjne dzieło TVP musi być, aż tak chronione. Tutaj przypomina się, jeszcze jeden fakt z historii Prudentiala. Kiedy projektant budynku, inżynier Marcin Weinfeld pokazał gotowy i zatwierdzony do budowy projekt, antysemicka propaganda, nazwała budynek „hańbą Warszawy i żydowską naroślą na zdrowej tkance stolicy”. Duch miejsca krąży i ciągle ten teren zanieczyszcza. Jeśli macie wątpliwości, to miejcie siłę, żeby tak, jak ja, czasami obejrzeć wydanie „Wiadomości”, albo paski TVP Info. Siłę miała Rada Języka Polskiego, która dwa dni temu, przedstawiła raport na temat języka publicznej telewizji. Możecie w skrócie o tym poczytać tutaj: TVP1    W sposób naukowo-wygładzony, Rada Języka Polskiego, potwierdza moje powyższe osądy.

Od 1954 do 2002 był tu socrealistycznie  zdobiony Hotel Warszawa, a od 2018 luksusowy hotel i restauracja, własność Państwa Likusów. Tutaj też się udaliśmy, a po przebrnięciu policyjnych zasieków, przywitały nas piękne miedziane drzwi, prowadzące do jeszcze piękniejszego lobby hotelu. Lobby wieńczy równie piękny szklany dach, przez który widać wieżę głównej części gmachu. Na podłodze i ścianach granity ze wszystkich stron świata, bardzo nowocześnie, elegancko i luksusowo. Zjeżdżamy na dół do wielkiej sali restauracji, gdzie połączenie betonu, miedzi i drewna, wprowadza w bajkowo-filmowo-fantastyczny świat. Modernizm, industrializm i agorafobia. Szefem jest tu Dariusz Barański, wcześniej szefujący w Concept 13. Spodziewałem się, podobnego co tam, pomysłu na żywienie gości. Pisałem kiedyś o tym tu: Wszystko dobrze, ale… Concept 13

Na szczęście pomyliłem się. W Warszawskiej jest zupełnie inaczej. Na pewno, nie tak nudno jak Concepcie.  Zgodnie z deklaracją szefa produkt jest najważniejszy i to jest konsekwentnie realizowane. Zadanie kucharza to tak przygotować najwyższej jakości produkty, żeby uczynić je atrakcyjne i przede wszystkim, nie zepsuć. Bliskie to  włoskim ideałom muśnięcia natury tak, żeby uwypuklić jej smak i aromat, ale nie ingerować w istotę. Ten pomysł oznacza również, tak bardzo pożądany w warszawskiej gastronomii, szlachetny minimalizm, wyrażający się unikaniem zbyt dużej liczby dodatków, sosów, musów i pianek. Jest taka idea, żeby serwować dania,  nie więcej niż trzyskładnikowe – jestem absolutnie za. Większość szefów kuchni jest też za, ale twierdzą, że publiczność jeszcze do tego pomysłu, nie dorosła. To może trzeba zacząć ją wychowywać?

W Warszawskiej już wychowują.

I tak na przystawkę pasztetówka grzybowa. Świetny pomysł i wykonanie. Puszysta i aromatyczna pasztetowa, z lekkim i dalekim posmakiem wątróbki, pokryta warstwą świeżutkich pieczarek, których chrupkość spotyka się z łagodną miękkością pasztetówki. Połączenie idealne.

A także selekcja wędlin. Tutaj trzeba dodać, że restauracja zarządza własną hodowlą świnek,(mam nadzieję, że żyją tam wygodnie i szczęśliwie, a umierają bez cierpienia), etatowi rzeźnicy i masarze restauracji, obrabiają mięso i robią z nich wędliny, które dojrzewają już na miejscu.

Danie główne to rostbef wołowy ze szpinakiem, pieczarkami i krokietami ziemniaczanymi. Rostbef ugrillowany tak, że mięso pozostało mięsem i jak widać, zachowało piękną czerwoną barwę. Sos klasyczny, ale bardzo dobry. Natomiast smak i konsystencja, mimo powyższego, nie stawiała dania na jednym poziomie z dodatkami. Nie wiem, czy nie jest tak, że w Polsce ciągle, mimo licznych starań i wysiłków mamy jakiś problem z wołowiną. Może krowy nie są szczęśliwe, może nikt im nie śpiewa, nie puszcza Mozarta i nie masuje?

Do tego jeszcze sałatka z jabłkiem, kalarepą, orzechami laskowymi i miętą oraz ogórek zielony z kwaśną śmietaną. Jabłko z kalarepą to kwintesencja szlachetnej prostoty, gdzie dwa/trzy składniki dają zamkniętą, atrakcyjną całość, a najmocniejszym punktem ogórka, jest tajemnicza galaretka, dzieląca płynne miejsce ze śmietaną.  Bardzo dobre i świeże.

No i deser, czyli lody śmietankowe z pomarańczowym dżemem i kandyzowaną skórką pomarańczy. Dżem i skórka, to swoisty nośnik smaków, podkreślający słodkość lodów, a goryczka pomarańczy stanowi dla tej słodkości, idealny kontrapunkt.

Teraz słowo o obsłudze. Na pytanie o kieliszek prosecco, miły skądinąd kelner, zapytał czy mam na myśli szampana… Generalnie było poprawnie, a to trochę za mało w restauracji z takim jedzeniem i wnętrzami. Bo na przykład, nikt nie zaproponował wina do posiłku, nie mówiąc o pojawieniu się sommeliera. Po posiłku, nikt nie zaproponował kawy czy digestiva. Wychodząc,  sam musiałem szukać swojego płaszcza, zabranego przy wejściu przez uczynnego kelnera. Nikt też, mnie nie pożegnał.  Poza tym, poprawnie było do czasu. Kiedy miły pan kelner zniknął, bo poszedł do domu, nie mniej miła pani kelnerka kazała mojemu brudnemu talerzowi po lodach, czekać ponad 15 minut. Nie ma co narzekać, i tak gorzej było w kawiarni Elephant, gdzie Stirlitz miał wyrobiony od dawna nawyk siedzenia i czekania na podejście kelnera. Ten nawyk wyrobili w nim kelnerzy.

Od dzisiaj postanowiłem wprowadzić jasny i uczciwy test jakości obsługi. To będzie test brudnego talerza. Będę liczył czas, od zjedzenia przez stolik dania, do zabrania brudnych talerzy. Stara szkoła eleganckich restauracji mówiła o 30 sekundach. Dzisiaj niech to będzie 3 do 5 minut. Zobaczymy.

Na koniec zerknijcie na zdjęcia wnętrz, naprawdę warto tam przyjść, choćby tylko popatrzeć.

 

 

Podobało się? Kliknij w serduszko i polub post 22

oraz udostępnij go

Pinterest
Restauracja Warszawska
Pl. Powstańców Warszawy 9, Warszawa 00-039

Moje podsumowanie
.


  • Obsługa65%
  • Wystrój98%
  • Menu88%