„Nie masz takowych terminów, z których by się viribus unitis przy boskich auxiliach podnieść nie można”- mawiał pan Zagłoba. Takoż i my naszą osobą, atak pandemii przeżywszy i w dobrej kondycji będąc, jak co roku, na przełomie czerwca i lipca udaliśmy się do Juraty na niezasłużone wakacje. Dlaczego do Juraty? Bo tu jest miło, spokojnie, wiejsko i kurortowo zarazem. Jest mikroklimat w każdym tego słowa znaczeniu. Jest ciekawa historia miejsca, które powstało z niczego, bo przed 1930 rokiem nic tu nie było. Wtedy to właśnie Mojżesz Lewin i jego Spółka Akcyjna Jurata zaczęła tu swoją działalność inwestycyjną. O Juracie ówczesna prasa pisała – polskie Palm Beach, a córka rezydującego tu często Wojciecha Kossaka, Magdalena Samozwaniec, nieco złośliwie – Dziurata, za co zresztą dostała ostrą reprymendę od tatusia. Krótka historia Juraty jest naprawdę ciekawa, tym bardziej, że i po wojnie sporo się tu działo.
Wracając do teraźniejszości, to czasy prawie post pandemiczne niewiele w Juracie zmieniły. Mało to, przybyło nowych miejsc, o których poniżej. W każdym razie jeśli chcecie zjeść naprawdę dobrą, świeżą i wybraną spośród bałtyckich chudzielców rybę to idźcie do tawerny „U Rybaka”. Nie sposób nie trafić, bo samo miejsce przy ul. Międzymorze 10, bywalcom Juraty jest znane od lat. Lokal zaliczył kilka jeśli nie kilkanaście restauracji, sam pamiętam takie nazwy jak Jazz Cafe, Barracuda, Magellan. Wszystkie upadły. Dlaczego z Rybakiem ma być lepiej? Jest dobry pomysł, właściciele stale na służbie, dobrze dobrany personel, miłe i wygodne pomorsko-skandynawskie wnętrze, nie wypiętrzone ceny. Jednak sukces zapewnia coś, co możemy nazwać logistyką i łańcuchem dostaw. Otóż ojciec właściciela, prawdziwy rybak, codzienne ranne połowy selekcjonuje i to co najlepsze daje synowi, a resztę sprzedaje gdzie indziej. Co z tego wynika dla rybozjadaczy? Ano to, że wedle śródziemnomorskich wzorców w witrynie leżą sobie ryby, zjadacz jedną z nich wybiera, a miły pan właściciel przy kasie podpowiada jaka wersja będzie najlepsza; z patelni, czy z pieca. Z dodatkiem ziół i czosnku, czy bez. Po kaszubsku, czy po innemu. Efekt jest zawsze smakowity. Byliśmy tam kilka razy i nigdy nie było skuchy. To samo zresztą dotyczy dodatków, czyli frytek, surówek i sałatek, a także domowej lemoniady, czy kompotu. Absolutnym hitem jest też zupa rybna. Ktoś, kto ją gotuje musiał praktykować we Francji. Naprawdę wie o co chodzi. 🙂
Moje ostanie tam danie i chyba najbardziej umiłowane, to był dorsz po kaszubsku, zżarłem, zanim zdążyłem zrobić zdjęcie.
To teraz stary znajomy, czyli Dadi Bar. Może pamiętacie, że już o tym miejscu pisałem, a jak nie to poczytajcie tu: Pan Dorsz i Pani Flądra w Juracie. Dadi Bar.
W każdym razie ciągle warto tam pójść, bo jeśli coś się zmieniło to na pewno na lepsze. Są ciągle piękne koty, właścicielka też pewnie ciągle piękna, aczkolwiek tym razem nie widziałem, miła i sprawna obsługa i dobre jedzenie. Ryba typu dorsz bez zarzutu, ale ja wypróbowałem zupę jarzynową i kartacze. Zupa niby zwykła, ale z zakrętasem. Po prostu bardzo smaczna, świeża i ciekawa. A kartacze były autorską wersją tych z pogranicza polsko-litewskiego, czyli nie klasyczne, ale bardzo, bardzo dobre. Delikatniusie ciasto miało cudownie aksamitny smak i konsystencję, a mięsne nadzienie było niezwykle starannie przygotowane i doprawione.
A co nie mniej ważne, już z daleka widać, że właściciele muszą być mądrymi i dobrymi ludźmi 🙂
I tak idąc dalej ulicą Wojska Polskiego dochodzimy do jurackiego campingu. A tam, sprawdzane już w zeszłym roku Bistro Pod Szprotem. Bardzo dobre, relatywnie niedrogie i smaczne miejsce. Menu rybne i nie tylko. Dla odkrywców mogą być gołabki z dorszem lub hot dog z tegoż. Standardy to urocze szprotki w gazecie, gładzica i inni mieszkańcy Bałtyku. Uroku niewątpliwie dodaje młoda, naturalnie serdeczna obsługa, w dodatku z dużym poczuciem humoru. Miło i smacznie się tu je i przebywa. Naczynia w pełni ekologiczne bo biodegradowalne. Pełna segregacja odpadków. Po prostu polecam. Póki co zobaczcie zdjęcia.
Przechodzimy płynnym jeszcze krokiem do kategorii kawiarnie i tu jest kilka miejsc w Juracie ważnych.
Jest oczywiście Kossakówka, czyli kawiarnia w domu Wojciecha Kossaka. W tym roku nie byłem, ale jest ok. Przyzwoite ciasta, niezła kawa, cisza i spokój w artystycznym otoczeniu.
Następnie mamy samozwańcze, naturalne centrum towarzyskie Juraty, czyli Elite Cafe. Miejsce nie jest piękne, nie mają wcale najlepszych deserów, kawa jest też niespecjalnie dobra, za to alkohole i drinki bardzo przyzwoite. Coś jednak powoduje, że to tu gromadzą się co wieczór tłumy i bywa że o miejsce jest trudno.
A teraz proszę Państwa wiśnia na torcie, creme de la creme i sama najnowsza najlepszość gastrotowarzyska Juraty. Mówimy o Goldpoint Zone, czyli najnowszym przedsięwzięciu Pani Doroty, wszechstronnie utalentowanej i czarującej właścicielki marki odzieżowej Dorota Golpoint. Pani Dorota swoją firmę prowadzi w Warszawie, ale do Juraty przyjeżdża od wielu lat i tu też ma swój letni butik, a od wiosny tego roku też kawiarnię przy ulicy Ratibora. Kawiarnia dzieli miejsce z galerią sztuki, gdzie oprócz pięknej biżuterii i porcelany znajdziemy obrazy Nowosielskiego czy Dwurnika. Czyli proszę Państwa bardzo wysoka jakość. I tak też jest w kawiarni. Tak oto haute couture łączy się z haute cuisine:). Kawa absolutnie najlepsza w Juracie, ciasta i desery własnoręcznie robione przez właścicielkę mówią do nas smakiem wyciągniętym nie tylko z umiejętności twórcy, ale i z doskonałej jakości produktów do deserów użytych.
Do tego bardzo młoda, ale sprawna i w sposób naturalny serdeczny obsługa, na której czele osobiście stoi właścicielka. Ponadto doskonała aranżacja, estetyczne i wygodne meble. Coś co powinno być u podstaw wszelkiej gastronomii, czyli gościnność, tu jest podawane razem z kawą, ciastkami, a nośnikiem jest uśmiech i miłe słowo. (A na pożegnanie dwa kawałki sernika z mascarpone w prezencie;)
No i jest jeszcze uroczy, zabawny i łobuziarski Edek, który dobrze żyje na Ratibora ze wszystkimi, także z gromadnie mieszkającymi tam kotami.
W ogóle w Juracie jest fajnie, można plażować, pływać, spacerować, uprawiać nordic walking i inne rzeczy. Można jeść, pić i się gościć. Można oglądać i kupować dzieła sztuki lub zawsze niezbędne każdej pani spodnie, bluzki, koszule, czapki, sukienki i sweterki. Można grać w tenisa, biegać rano nad brzegiem morza i można w końcu nic nie robić. A poza tym jest tu po prostu pięknie. 🙂
A na koniec o wyborach. W Juracie odbywały się w kościele, a precyzyjniej przykościelnej sali, czy kaplicy.
I co? Można sobie wyobrazić kohabitację Państwa i Kościoła? Można. Wynik w Juracie I tury wyborów prezydenckich:
Rafał Kazimierz Trzaskowski – 62.40% głosów,
Andrzej Sebastian Duda – 18,93%
I tego nam Trza!!!
PS O Juracie już kilka razy pisałem, to jakby ktoś chciał..:
Medytacja na kijach czyli Baltic walking. Plaża Jurata.
Otium post negotium. Hotel Bryza.
Zupa z torebki. Smażalnia Złota Rybka w Juracie.
Molo jakie jest każdy widzi. Jurata.
.