1. Pańska Skórka,
Bardzo ciekawe zjawisko graniczne. Te granice to smak (dla mnie okropny), wygląd (paskudny), obyczaj (nie wolno oceniać), biznes (ciągle dochodowy), tajemniczość (nie wiem, czy to marketing, czy realia). We Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny w Ekwadorze rodziny zachęcają zmarłych do gry w kości, aby nawiązać z nimi kontakt, Romowie polewają groby alkoholem, Francuzi stawiają na grobach małe tabliczki, w Meksyku bawią się ze zmarłymi na cmentarzach i poza nimi. (Obejrzyjcie w wolnej chwili świetny film Coco), no a my w Warszawie kupujemy sobie, bo nie zmarłym, pańską skórkę. Podobno przepis jest okryty tajemnicą, ale na pewno produkcja odbywa się chałupniczo w kilku miejscach w Warszawie. Zresztą z tym przepisem, to przesada, bo można znaleźć składniki w necie. I tak jest tam żelatyna, cukier puder, białko, syrop różany, konfitura różana, przecier truskawkowy i mąka ziemniaczana. Nikt oczywiście nie wie, ile to ma kalorii, tłuszczy i cukru (to raczej nie przysmak dla cukrzyków). Podobnie nie wiadomo w jakich warunkach sanitarnych i higienicznych odbywa się produkcja. W każdym razie o przypadkach śmiertelnych po spożyciu, nic na razie media nie donoszą. Co do smaku to wedle gustów. Ja nie lubię, co nie znaczy, że nie szanuję wyborów tego produktu wielbicieli.
Smakuje to dosyć oryginalnie, są tacy którzy twierdzą, że tak samo od ponad 100 lat, kiedy w 1908 r. w Słowniku Języka Polskiego opisano to cudo, jako słodkie ciastko ślazowe, używane także na kaszel. Ówczesna nazwa to panieńska skórka, ze względu na delikatność nawierzchni, kojarzącą się ze skórą młodych kobiet. W Krakowie też mają coś podobnego, ale o nazwie miodek turecki. Tyle, że słodkość pojawiła się później niż w Warszawie, bo w latach 20. XX wieku. Natomiast podobnie jak w aktualnej stolicy, miodek jest kojarzony i sprzedawany w okolicach Wszystkich Świętych, czyli ma swoje grobowe konotacje, a poza tym czasem, dużo trudniej go kupić. Nieco mniej grobowy charakter mają podobno śląskie futermeloki, czyli krajanki piernikowej w polewie cukrowej. Sprzedawane w okolicach cmentarzy, ale też na festynach i odpustach.
2. Pies na cmentarzu.
Zdarzyło mi się po raz pierwszy być w towarzystwie psa na cmentarzu. Oczywiście nie muszą Wam mówić, że nie był to zwykły pies. To był Przytul Wspaniały.
I co? I nic. Wprawdzie regulamin każdego cmentarza zabrania wprowadzania zwierząt, co nota bene jest sprzeczne z prawem. Sąd Najwyższy wydał w tej sprawie stosowny wyrok, w którym uznaje ograniczenia stosowane przez zarządców terenów publicznych za nielegalne. Nie o legalność tu jednak chodzi o dobry zwyczaj. A dobry zwyczaj jest taki, że trzeba pozwolić zwierzakowi odwiedzić grób bliskiej mu osoby. Dobry zwyczaj to także zadbanie o to, żeby pies był na smyczy, żeby nie sikał gdzie nie powinien, a w razie kupy, żeby opiekun był przygotowany na sprzątanie. I tyle. Nie ma co rozwijać dyskusji. Psu to się po prostu należy jak psu zupa. W każdym razie nasza wizyta z Przytulem na Powązkach Wojskowych przebiegła spokojnie, w atmosferze przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. Nikt z tłumu odwiedzających nawet nie mrugnął powieką. A Przytul z właściwą sobie frywolną powagą oglądał groby i ludzi. Był wdzięczny za tę wycieczkę.
3. Grobbing właściwy.
Jest w nas coś takiego, że musimy w okolicach Zaduszek i tych co to balują w niebie, pójść odwiedzić groby bliskich. Niektórzy odzwyczajają się, mówią -my nie chodzimy, ale i tak mają traumę, racjonalizują swoją nieobecność i jeszcze pokolenia miną zanim się wyleczą. Inni chodzą, bo im z tym dobrze. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź to oczywiście obszerne zagadnienie dla antropologów, socjologów, psychologów i psychiatrów. Ja zupełnie przypadkiem znalazłem dzisiaj jedną z możliwych odpowiedzi u Mariusza Szczygła, który zadał pytanie spotkanej Pani psychiatrze, -kogo widzi patrząc na mijanych na ulicy ludzi? Zacytuję odpowiedź, naprawdę warto przeczytać co ta pani odpowiada:
-Od dłuższego czasu mam poczucie, że istnieje pewien uniwersalny stan. To właściwie główny dramat ludzki. Nazywam go opuszczeniem. Doświadczenie tego stanu jest jednym z najbardziej uniwersalnych cierpień. Pochodzi z bardzo wczesnego okresu życia. Są oczywiście dzieci, które z mikroopuszczeniem, kiedy matka wychodzi na kilka godzin radzą sobie dobrze, ale niektóre czują lęk porównywalny z tym przed śmiercią. Zresztą ten strach przed nią też jest lękiem przed opuszczeniem. Te stany są przez dzieci w bardzo specyficzny sposób zapamiętywane, bo rozum jeszcze wtedy nie pracuje. Cały organizm zapisuje ten stan jako coś nie do wytrzymania. I to wpływa na całe nasze życie.*
My po prostu boimy się opuszczenia… Dlatego kupujemy świeczki, chryzantemy złociste i pańską skórkę. Może tak, a może nie 🙂
A na koniec posłuchajcie niezwykle zdolnego człowieka, kiedy ja godzinami męczę klawiaturę, pisząc całe strony, żeby przekazać swoje myśli, Pan Jan Krzysztof Kelus zawarł to wszystko w jednej piosence. I to, że powstała ponad 30 lat temu, niczemu nie przeszkadza, nadal jest aktualna, prawdziwa i piękna. Świat wcale się nie zmienia, w każdym razie nie tak bardzo, jak często myślimy.
* Cytat pochodzi z artykułu : Szczygieł poluje na prawdę z magazynu Duży Format Gazety Wyborczej z 04.11.2019.
.