I do tego bardzo śląska.
Prosty, komfortowy wystrój zachęca do wejścia, a dalej już tylko lepiej. Miły pan kelner zjawia się natychmiast z kartą i w perfekcyjnym momencie podchodzi, żeby przyjąć zamówienie.
Na dania trzeba czekać dokładnie tyle ile powinno się czekać.
Jadłem tatara z awokado, ogórka i rzodkiewki – proste a w tej prostocie doskonałe. Śląski żur z pure ziemniaczanym, białą kiełbasą i jajkiem na miękko-trafiony w dziesiątkę, balans smaków tradycyjnych, a zarazem eleganckich dopełniała bardzo atrakcyjna forma.
Na koniec czekoladowe fondant gdzie czekolada wypływała jak lawa z wulkanu zamknęło perfekcyjnie zestaw.
Byłem tu w zeszłym roku, dzisiaj szczęśliwie forma ciągle doskonała.
I tylko dręczy mnie pytanie – skąd nazwa restauracji?
.