Pędzę pendolino kilkanaście razy w roku. Zazwyczaj to trasy Warszawa-Gdańsk, Katowice, Wrocław, Kraków. Na przełomie 2014 i 2015 wsiadłem po raz pierwszy do pachnącego nowością pociągu i było naprawdę dobrze. Wprawdzie bez internetu, co może być zaletą, bez przesadnej szybkości (potencjalne 250 km/h to długo jeszcze nieziszczalne marzenie), ale za to czysto i przyjemnie. Personel pokładowy mówi dzień dobry, miłej podróży, proszę i przepraszam, a „także posiada język obcy”. W pierwszej klasie bezpłatny posiłek, zależnie od pory dnia śniadanie lub lunch. Smaczne i świeże. W toalecie różnie bo na początku kłopoty z czyszczeniem, ale po kilku miesiącach opanowane.
Bilety drogie, ale noblesse oblige – tak musi być, w końcu Europa i to zachodnia.
Minęło kilka lat i zaszła zmiana, zmiana wbrew propagandzie bardziej zła niż dobra bo: Wprawdzie wchodzi właśnie do pendlino wi-fi, wprawdzie punktualność jak nasze standardy nie najgorsza, ale za to toalety są zapuszczone i brzydko pachnące, a często bywa, że zainstalowane tam urządzenia nie działają, albo działają słabo (spłuczka, suszarka, woda). Bywa też, że brakuje papieru toaletowego, a niektóre toalety są wyłączone z eksploatacji z powodu awarii. Ogólny poziom czystości w wagonach też pozostawia wiele do życzenia. Bezpłatne poczęstunki zrobiły się trudno zjadliwe i w niczym nie przypominają tych z sprzed kilku lat. Poniżej obrazek ciasteczka rozdawanego pasażerom na dobry początek, patrząc na skład nie radziłbym kosztować.
Wygląda to wszystko na oszczędności, a bilety nadal drogie. Czyli stosunek ceny do jakości odczuwalnie słaby. A generalnie to chyba brakuje elicie naszych pociągów specjalnego nadzoru. To co ciągle dobre, to obsługa, załoga konduktorska jest naprawdę miła i profesjonalna, a widok niektórych pań konduktorek każe szukać w myślach zestawu pieczątek😉
.