Latchorzew, to wieś w gminie Stare Babice. Jeśli pojedziecie ul. Górczewską na zachód, trochę się zagapicie, to po kilku minutach po przejechaniu ul. Lazurowej, będziecie w Latchorzewie.
W okolicach jest już kilka restauracji: Restauracja (hotelowa). Splendor w Nowych Babicach.Piękny Dwór. Krasnodwór na Grotach. Zwyczajnie, ale z sercem. Ristorante da Santi w Starych Babicach, Czy też Hokkaido Sushi w tymże Latchorzewie. A teraz, zupełnie niedawno powstała nowa. Livorno. Najwyższy czas, żeby wyjaśnić tytułowe tło. W moim „pisarstwie” często posługuję się skojarzeniami, to taka zabawa, która powoduje, że dwie szare komórki, które pozostały w moim rozumku, ciągle się ścigają, znaczy pracują. Otóż Livorno to takie nie za bardzo (jak na Włochy) ciekawe dzisiaj miasto. Jest znane z tego, że jest w Toskanii i jest na wybrzeżu Morza Liguryjskiego. Ma swoją historię, ale dzisiaj nie wygląda najlepiej i też nic specjalnego się tam nie dzieje. Ma natomiast sławnego obywatela – ponad 120 lat temu urodził się tam Amedeo Modigliani.
Tokarczuk – Pani Olga, w swojej doskonałej mowie noblowskiej, powiedział m.in. „Coś co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera.” To moje drugie skojarzenie, które zrodziło się w czasie kolacji w Livorno – ta restauracja na obrzeżu miasta, ma słabe szanse na recenzje i rozgłos – dlaczego świetna mowa noblowska Pani Tokarczuk, ma się nie odnosić także do Latchorzewa i jego nowiutkiej restauracji?
Przytul – znacie go już jako Przytula Wspaniałego Grobbing zwany Cmentarzingiem. Otóż w osiedlu naprzeciwko Livorno mieszkałem kilkanaście lat, a kilka z nich, z Przytulem. Chodziliśmy razem po okolicy na wieczorne spacery. Teraz już nie żyjemy razem, ale nasza miłość trwa niezmiennie.
O nadchodzących świętach przeczytacie na końcu tego wpisu, zaraz przed życzeniami.
Teraz o restauracji. Pewnym państwu Włochom przyszło do głowy założyć tu restaurację i muszę powiedzieć, że zrobili to profesjonalnie i pewnie sporym nakładem sił i środków. W nowym budynku, wnętrza są zaprojektowane nowocześnie, świetliście i estetycznie. Meble dobrej jakości, przestrzeń zagospodarowana sensownie, estetycznie i wygodnie. Myślę zresztą, że wygoda jest tu ważnym słowem. Myślę, też że pracował tu zdolny i doświadczony projektant.
A co z jedzeniem? Proszę bardzo.
Antipasti: Carpaccio z wołu i łososia, sałatka cezar z kurczakiem.
Jak widać, wołowe carpaccio jest dosyć grube-to dobrze, bo robione ze świeżej polędwicy, nie poddanej mrożeniu, ani innym azotowym sztuczkom. Jest naprawdę dobre, polędwica gra główną rolę i to jest rola warta nie tylko Latchorzewa, ale i prawdziwych metropolii.
Podobnie łosoś jurajski, podany z kaparami, musem z rukoli i oliwą. Dobrej jakości materia prima, odwdzięcza się efektem. Klient będzie zadowolony. Sałatka cezar chyba najsłabsza z tego grona, ale nie była zła.
Potem były zuppe.
Krem z pomidorów San Marzano z pesto bazyliowym i zupa dyniowa z krewetkami i chilli.
Jak cała karta, tak i tutejsze zupy, to klasyka. Zresztą nie koniecznie tylko włoska.
Klasyka, ale za to naprawdę ciekawa i niebanalna. I znowu w przypadku kremu z pomidorów, główną rolę grają one same i to jest dobre, mądre i smaczne, a w przypadku dyniowej zaskakujące smaki, atakowały dopiero chwilę po wprowadzeniu substancji do ust. Było to miłe i apetyczne zaskoczenie.
Pasta. Próbowałem tylko jedną-Tortellini z osobucco.
Znowu coś poszło nie tak. Ciasto nierówne. Miejscami zadziwiająco twarde i nienaturalnie grube. Smak wnętrza generalnie dobry, ale okrycie wierzchnie, czyli ciasto ten walor niweluje. Do poprawy.
Secondi, czyli dania główne.
Tutaj nie ma co ukrywać, było najsłabiej – konfitowana kaczka wypadła słabo-przyszła na egzamin wysuszona i mało mięsista. Smak owszem nie najgorszy, ale ciało nie takie o jakim zjadacze marzą.
No i była jeszcze pizza. Model Nduja z rukolą. Jak wiadomo nduja to pochodząca z Kalabrii, pikantna kiełbasa, konsystencją przypominająca naszą dawną metkę.
Nie nduja była tu jednak najważniejsza, a pizza rozumiana jako ciasto – trzeba jasno powiedzieć – nadspodziewanie dobra. Grubością i ciągnięciem jest bliska neapolitańskiej klasyce. Właściciele twierdzą, że to klasyka ulepszona długo dojrzewającym ciastem. W każdym razie jest naprawdę dobrze.
Myślę, że jak przypadku wszystkich nowych gastrobiznesów – albo będzie lepiej – czego życzymy, bo to dobrze jeśli powstają z dala od warszawskich ulic Poznańskiej, Hożej i Plater, lokalne i dobre jadłodajnie. Albo będzie gorzej i pies ( z całym szacunkiem do wszystkich psów, a już szczególnie Przytula) z kulawą nogą tu nie zajrzy. Na razie jest nieźle i obiecująco.
Teraz święta. Wkurzają mnie m.in. z dwóch powodów: karpi i choinek.
Właśnie przeczytałem wyniki badania na temat kupowania karpia na święta. Otóż prawie 50% Polaków jest za tym, żeby kupować żywego karpia!!! Gorzej, dotyczy to głównie młodych ludzi, takich do 35 roku życia! Starsi 50+ chcą, jeśli już, kupować filety. To znaczy, połowa mieszkańców tego kraju, chce nosić żywego karpia w foliowych torebkach ze sklepu, trzymać go w wannie, misce, umywalce, po to, żeby zamordować młotkiem lub tępym nożem i zjeść na wigilię.
Mój komentarz: KURWA MAĆ!!!
Choinki. Czy widzieliście ile wokół Was jest miejsc sprzedających choinki? Gołym okiem widać, że sprzeda się 10, może 20%. A co z resztą? Będą zalegały na wysypiskach śmieci lub ktoś wrzuci je do przemysłowych pieców. I nieprawdą jest, że to są choinki specjalnie sadzone na sprzedaż. Może część, reszta to wycinka rabunkowa. Postanowiłem, że nigdy nie kupię już żywej choinki. I Wam też radzę.
No dobra, są jeszcze inne fajne około świąteczne przeżycia. Ogólno-narodowy stres, presja i wkurwienie. Tłumy w sklepach, mega korki na ulicach. Pośpiech i brak życzliwości. Oto jedna pani zbluzgała inną, bo ta zastawiła jej samochód swoim. Zastawiła bo w przedświątecznym ukropie po prostu zapomniała. Gdyby to był sierpień, pani zastawiona, pewnie po prostu poprosiłaby o przestawienie samochodu. W grudniu nerwy puściły. Potem przepraszała. Można by jeszcze długo opowiadać podobne historie.
Kochani,
Wesołych Świąt 🙂
A tak poważnie, to zwolnijcie, odpocznijcie i idźcie na spacer z psem lub bez. Wykorzystajcie ten czas jak najlepiej dla siebie. I pamiętajcie – bez napinki.
.