Paralaksa tła

Toruń. Restauracja 4 Pory Roku. Tryptyk o jedzeniu. Część II.

5 października 2019
Toruń. Projekt Nano Cofee and More. Tryptyk o jedzeniu (i piciu). Część I.
5 października 2019
Toruń. Restauracja Luizjana. Tryptyk o jedzeniu. Część III i ostatnia.
6 października 2019

Restauracja w XIII – wiecznym Starym Młynie, zaadaptowanym na Hotel ****1231.

W naszym pięknym kraju hotelowa restauracja kojarzy się raczej z jadłodajnią, nudą, powtarzalnością menu, sztywnym, wykrochmalonym wnętrzem i bardziej śniadaniem niż kolacją. Ale nie tu i nie teraz. Właściciele hotelu, niespełna rok temu postanowili zrobić rewolucję. Zmieniono wystrój, meble, wyposażenie kuchni, sztućce i przede wszystkim zaangażowano nowego szefa kuchni, Argentyńczyka, Pana Ariela Gomeza Carusso. Pan Ariel w  rodzinnym Buenos skończył oddział elitarnej szkoły Le Cordon Bleu, a przywędrował do nas bezpośrednio z Wysp Kanaryjskich, gdzie poznał i zakochał się, co oczywiste, w Polce. Przyjechał z nią do Polski kilka lat temu i tu już został. Na szczęście dla Torunian i turystów. Wprowadził do menu potrawy z lokalnych produktów, bardzo sezonowe, nie wymęczone zbyt agresywną i złożoną obróbką, jak i ekspansywnymi przyprawami. Kompozycja dań wydaje się być naturalna, smaki komplementarnie się uzupełniają, tworząc księżycową pełnię smaków, tekstur, barw i zapachów. Nie przez przypadek jednym z głównych elementów wystroju są obrazy Giuseppe Arcimboldo, artysty z okresu manieryzmu, który malował w niezwykle oryginalny sposób portrety i kompozycje, składające się z elementów martwej natury, warzyw i owoców, ułożone w obraz twarzy lub sceny. Był Mistrz Giuseppe pre-surrealistą, a czerpał z niego Salvador Dali.

Też nie przez przypadek, ważne miejsce w kuchni szefa Ariela zajmuje grill. Grill wyjątkowy, bo ceramiczny, zaprojektowany i wyprodukowany dzięki technologii opracowanej przez NASA na potrzeby budowy ekstremalnie trwałych elementów statków kosmicznych. A na zdjęciu poniżej zobaczycie jak Pan Ariel mi go pokazywał. Opowiadał o nim z takim przejęciem i uczuciem, że nie można  mieć wątpliwości jak bardzo grill jest tu ważny. Zresztą mnie grill też się bardzo podobał, chociaż nie jestem miłośnikiem grillowania, taki jak ten chciałbym mieć. Robi go w USA bardzo stara i szacowna firma. Ten w 4 Porach kosztował kilkadziesiąt tysięcy Peelenów, jakby ktoś chciał to znam nazwę producenta 🙂

 

 

No dobra przejdźmy do jedzenia, w końcu to restauracja, a nie galeria sztuki, czy punkt sprzedaży wyposażenia restauracji.                         Karta sezonowa, czyli dynia w roli głównej. Bardzo prosta, kilkupozycjowa, ale ciekawa i apetyczna. Ją jednak w wyborach pominęliśmy.      Na początek poszedł tatar z siekanej polędwicy wołowej, do tego cebula, kurki marynowane i oliwa.  Zdjęcia nie zobaczycie, bo zanim przypomniałem sobie o moich psich obowiązkach, rzuciłem się na niego z zębami, pożarłem i popiłem, jak należy, kieliszkiem dobrej wódki. Czyli jak rozumiecie, był po prostu doskonały. Zasługa doskonałego mięsa, ale i kucharza, który smak mięsa ubogacił nienachalnie, ale akuratnie.

Teraz zupa. Zupa mająca mój ulubiony składnik, przyprawę, warzywo, smak – chrzan. Krótko mówiąc zupa chrzanowa. Tutaj zrobiona z zupy właściwej, wędzonki, jajka i doskonale to wszystko uzupełniającego, ziemniaczanego puree z cebulą. Konsystencje i smaki przenikały się w trakcie jedzenia. Złożone jak skarb na dnie morza-talerza puree łagodziło chrzanową agresję tworząc zwartą armię atakującą wytęsknione wrażeń, kubki smakowe zjadacza.

Danie główne. Ryby i owoce morza przylatują w każdy piątek z Chorwacji, a ich serwowanie kończy się w niedzielę. Była sobota, wzięliśmy doradę z powyżej prezentowanego, cudownego grilla. Występowała w towarzystwie ratatouille, ziemniaków z tymiankiem i sosu bazyliowego. Tylko tyle i aż tyle. Znowu było doskonale, bo ryba świeża, a grillowane dodatki i cudowna robota tego kosmicznego grilla wprowadziły danie do kulinarnej ekstraklasy.

Na deser nie starczyło miejsca. Nie było zresztą takiej potrzeby bo pobyt w 4Porach Roku osłodził nam Pan Piotr – kelner doskonały. Był nie tylko sprawny, zjawiał się zawsze w odpowiedniej chwili, nie tylko zaspokajał potrzeby gości, ale często je wyprzedzał. Był też w naturalny i niewymuszony sposób miły i sympatyczny. Serdecznie gościnny. Istny skarb.

Na koniec, jeśli macie trochę czasu, zobaczcie i posłuchajcie. Ekstremalnie oryginalne i barwne prace Giuseppe Arcimboldo i ekstremalnie piękna muzyka Antonio Vivaldiego. To na deser i miły dzień, wieczór, noc, ranek. Inaczej mówiąc lato, jesień, zimę i wiosnę. Po prostu 4Pory Roku. 🙂

 

Podobało się? Kliknij w serduszko i polub post 37

oraz udostępnij go

Pinterest
Restauracja 4 Pory Roku
ul. Przedzamcze 6, 87-100 Toruń

Moje podsumowanie
.


  • Obsługa95%
  • Wystrój90%
  • Menu95%