W Juracie Pan Dorsz i Pani Flądra mają na nazwisko Dadi. Dadi Bar.
Są takie miejsca do których wchodząc czuje się, że będzie tu dobrze, miło i smacznie. Intuicję potwierdza kontakt z pierwszą napotkaną w takim miejscu osobą. Tak właśnie było w Dadi Barze gdzie tą osobą była Pani Właścicielka, osoba naturalnie miła, gościnna, uczynna i komunikatywna. (Nie chcę przesłodzić, ale do wyżej wymienionych zalet trzeba dodać jeszcze Jej urodę).
No dobrze, a co z jedzeniem?
Jest i to bardzo dobre. Jadłem kilka razy dorsza i flądrę. Były idealnie świeże i usmażone w punkt. Tak też przyprawione.
Do tego dodatki, frytki i surówki odpowiadały jakością głównym bohaterom. To samo z zupami, soljanka, pomidorowa czy rybna są po prostu świeże i smaczne. Dla chętnych jest zestaw dnia, a oprócz tego np. hamburgery oraz napoje w szerokim wyborze.
Poza tym miło się tam siedzi, wygodne stoły lub ławy. Estetyczny wystrój w kolorze białym nawiązuje oczywiście do morza. Właściciele pomyśleli nawet o gniazdku elektrycznym na zewnątrz w razie gdyby ktoś z gości miał rozładowany smartfon i nie byłoby co robić z towarzystwem przy stole.
W każdym razie jest to dosyć wyjątkowe miejsce jak na polskie wybrzeże czy węziej Juratę. Ceny też wyróżniają się pozytywnie, choćby w porównaniu z sąsiednią Monique. Jest po prostu odczuwalnie taniej.
PS Nie przejmujcie się jeśli nie uda Wam się trafić na Panią Właścicielkę, pozostały personel jest również miły i gościnny.
O Wasze samopoczucie zadbają też dwa tutejsze wspaniałe koty.
.