Są miejsca, do których wracam jak głodny koń do stajni. Byłem tu wiele razy i jeśli będę znów w okolicy, na pewno tam pojadę.
Mirador do Capudo to restauracja położona na wzgórzach nieopodal Vigo. Najpierw trzeba wjechać krętą i wąską drogą pod górę, a potem popatrzeć i zjeść, czyli veni, vidi, edi (chociaż wyjątkowość tego miejsca sprawia, że można jeść i patrzeć równocześnie). Tak też zrobiłem. A widok z okien, zobaczycie na zdjęciu poniżej, mimo mglistej pogody trochę widać. W każdym razie to Atlantyk, a na nim turystyczna duma miejscowych czyli wyspy Cies. Mały, 3 wyspowy archipelag, zwany przez starożytnych Rzymian Wyspami Bogów. Teraz mówi się raczej o hiszpańskich Karaibach, bo plaże z drobnym białym piaskiem i turkusową wodą są ponoć jedne z najpiękniejszych na świecie.
Turystów zagranicznych tu właściwie nie ma, a ruch jest limitowany do ok. 2000 osób/dzień. Nie byłem tam, ale ciągle mam zamiar spędzić tu wakacje. Wtedy na pewno popłynę.
No dobrze, ale co dają do jedzenia?
Dają i to doskonale. O jakości miejsca świadczy fakt, że kiedy zamówiłem moją ulubioną pozycję czyli navajas a la plancha pan kelner powiedział „przepraszam, ale dzisiejsze połowy navajas się nie powiodły, dlatego proponuję zamburinas a la plancha, albo almejas a la marinera”. Oczywiście wziąłem. Prawdziwość, uroda i smak tych dań wyciska łzy wzruszenia z oka, bo to po prostu owoce morza upieczone w oliwie i czosnku. Ponadto bacalao z w sosie pomidorowym z rodzajem czipsów ziemnaczanych. To pewnie jeden z tysięcy sposobów na bacalao, ale rzeczywiście smakuje inaczej niż w pobliskiej Portugalii. Do tego oczywiście galicyjskie białe wino, które nie tylko doskonale komponuje się z daniami, ale jest po prostu bardzo dobre i rześkie. Na koniec deser Copa de Requeson das Neves con Frutos Rojos czyli rodzaj twarożku z owocami, też dobre. A na sam koniec tutejszy likier kawowy. Warto żyć!
.