Paralaksa tła

Gothic Cafe w Malborku. Czyli co jedli Krzyżacy?

18 lipca 2019
Ritz. Basia Ritz. Lepszych w Gdańsku nie ma.
10 lipca 2019
Water and Wine. Toskanio-Prowansja pod Nałęczowem.
26 lipca 2019

W końcu się udało dojechać do Gothic Cafe. W drodze powrotnej z Juraty, idealny czas na obiad, wcześniej rezerwacja.  Miła Pani z restauracji odebrała nas z bramy wejściowej, gdzie groźni ochroniarze kazali nam czekać na jej przyjście, bo wejście tylko z biletami. Krzyżów na kurtkach nie mieli, a może nie było ich widać na czarnym materiale?

O szefie kuchni i właścicielu, Panu Bogdanie Gałązce czytałem wcześniej wiele razy, także o tym ile dobrego zrobił dla tutejszej młodzieży, na przykład zapraszając uczniów na warsztaty kulinarne. Czytałem też sporo o tym jak tutejsza kuchnia jest wyjątkowa i smaczna. No i co najważniejsze, że jest inspirowana miejscową kuchnią średniowieczną, a więc nie bójmy się tego słowa, krzyżacką. Do tego własny ogródek z ziołami, sprawdzeni, miejscowi dostawcy. Czyli człowiek z pasją i pomysłem, a przy tym duży i dobry  PR w mediach, branży i turystyce. I chwała mu za to, ale od czytania o jedzeniu nie będziemy syci więc w końcu postanowiłem sprawdzić jak jest w realu. Jako, że jesteśmy na zamku to i restauracja ma piękne gotyckie łuki, granitowe kolumny i z tajemniczych powodów zielone ściany. Trudno jednak mówić o specjalnych wrażeniach bo poza tym zwykłe stoliki, tłum gości, kolejka do stolików w korytarzu, a toaleta tylko jedna i też trzeba na ulgę trochę w kolejce poczekać. Niestety stan toalety nie najlepszy, jak i zapachy mało kulinarne. Krzyżackie jedzenie w menu pomieszane z jagiełłowym, bo w karcie mamy kurę zieloną, czyli krzyżacki przepis na pierś z kurczaka panierowaną w natce pietruszki, szafranowe lody, bo Krzyżacy uwielbiali egzotyczne przyprawy. Ale jest też kotlet schabowy, rosół i różnego rodzaju pierogi. Na początek dostaliśmy kilka rodzajów pieczywa w gustownym koszyczku z masłem z gorczycą do smarowania. I jedno było ciekawe, inne bułowate.

Następnie przyszedł zielony śledź, marynowany z jabłkiem sandomierskim, cebulą i pesto oraz zupa dnia czyli rodzaj jarzynowej/kapuśniaku.

Śledź jak to śledź, w smaku dosyć surowy, zwykły,  za to upstrzony licznymi sosami, śmietaną, rzodkiewką pesto i dosyć staromodnymi kropkami octu balsamicznego. Nie za bardzo. Każdy smak inny, a do kupy nic tego razem nie zbiera. Zupa dnia, warzywno-kapustna, według mojej towarzyszki bardzo smaczna, nie próbowałem jednak więc nie mogę się wypowiadać. (Sami rozumiecie-kapuśniak 🙁 ).

Teraz dania główne. Kura zielona – pierś z kurczaka panierowana w natce pietruszki, podawana na marchwi z orzechami i sezamem. Jak twierdzi autor receptura pochodzi z XV wieku. Może i pochodzi, ale tutaj bardzo dobra była marchewka. Kurczak natomiast wolałby nie występować, bo wypełniał wszystkie stereotypy wielkoprzemysłowego drobiu. Nie był suchy,  czy bezsmakowy, był poprawny. Jednak gdyby nie towarzystwo marchewki, nijaki.

Drugie drugie danie to była szarpana golonka. Znacie golonkę, czy 30 lat temu, czy dzisiaj, czy gotowana, czy pieczona w piwie, zawsze jest miękkusia, delikatniusia i aksamitna. A dzięki ochronnej warstwy tłuszczu, mięsko w środku jest wilgotne i można je jeść łyżką. Ale nie tu. Tu mamy twarde mięso, raczej bez smaku. Nic dziwnego, że musiało być szarpane bo goście męczyli by się chcąc je rozwarstwić. Do tego orkisz z grzybami, plastry ogórka, krewetkowy czips i zwyczajowo plasterki rzodkiewki. Aha, jeszcze obowiązkowo talerz skropiony bąbelkami octu balsamicznego. Orkisz i grzyby były ok.

Czas na krzyżacki deser, a w tej roli perskie lody. Wyglądają zachęcająco, podane niezwykle, ubrane w najbardziej podniecający kolor, czyli szafranowy. A smak? Byłby dobry, bo słodkość wyważona, śmiatankowość przechodząca w masłowość, niesie smaki na receptory. Jest jednak zgrzyt. Dodanie niezwykle w swej istocie intensywnej wody różanej, niszczy smak i aromat szafranu. Wybija wszystkie wrażenia sensoryczne, jak moja koleżanka muchy, kiedy świeżo po powrocie z Bułgarii, skropiła się zbyt obficie olejkiem różanym.

Obsługa bardzo się stara, ale nie zawsze jej to wychodzi. Często pewnie przyczyną jest tłum gości, ale czasem brak wiedzy. Stąd też test brudnego talerza wypadł słabo.

Podsumowując: Bardzo dobry PR, lokalizacja i otocznie perfekcyjne, jakość natomiast daleko z tyłu. Trzeba to nazwać po imieniu: choć przyzwoita, jednak to kuchnia turystyczna. I nie jest to miejsce dla którego warto specjalnie do Malborka pojechać. W ogóle mam wrażenie, ze silenie się na stare receptury może i jest pomysłem biznesowym i atrakcją turystyczną, ale nie kulinarną. Nawet jeśli mamy autentyczne przepisy (o co jest bardzo trudno)  to i tak nie wiemy jak dokładnie wyglądały produkty, czy ówcześni ludzie jadali danie często, czy to była ciekawostka. Może w końcu najważniejsze, przez setki lat sposób odbierania smaków musiał ewoluować i dzisiaj po prostu, tamtejsze jedzenie, nie będzie dobrze odbierane, bo jak mawiali starożytni Rzymianie – Tempora mutantur et nos mutamur in illis. (Jak ktoś nie zna łaciny, niech sobie sprawdzi w słowiku co to znaczy).

A czy warto zobaczyć krzyżacką warownię? Na pewno warto. Trzeba jednak pamiętać, że choć to największy ceglany, gotycki zamek w Europie, to co dzisiaj oglądamy nie jest oryginałem.

Pod koniec II wojny światowej, Malbork był twierdzą, która przez 2 miesiące broniła się przed niezwyciężoną armią czerwoną. Rosyjska artyleria w tym czasie dokonała spustoszenia. To wtedy Stirlitz, który w bezksiężycową noc przedzierał się z tajną misją przez malborskie lasy do twierdzy, pomyślał; -oho, Kaczyńscy tu już byli…

Zamek wyglądał jak Warszawa w styczniu 1945. Dodatkowo, niemrawe próby odbudowy zostały zniweczone przez pożar, który wybuchł w 1959. W latach 60. ruszyła prawdziwa odbudowa i w ciągu ok. 10 lat udało się odbudować większość kompleksu, choć prace trwają do dzisiaj. W każdym razie to co teraz oglądamy jest jak warszawska starówka, piękna, ale jakaś taka nieoryginalna ): A oglądamy między innymi to:

 

 

Podobało się? Kliknij w serduszko i polub post 23

oraz udostępnij go

Pinterest
Gothic Cafe&Restaurant
ul. Starościńska 1, Malbork 82-200

Moje podsumowanie
.


  • Obsługa80%
  • Wystrój85%
  • Menu60%